(10) ,,Nie poddawaj się"- Rainbow Rowell

   ,,Nie poddawaj się" a tak właściwie to ,,Nie poddawaj się. Wzlot i upadek Simona Snowa" to dobrze nam znana historia czarodzieja, o którym pisała  Cath z ,,Fangirl". Teraz to sam Simon Snow doczekał się książki.
  Podczas czytania ,,Fangirl", w której znajdowały się fragmenty z historii Simona Snowa jakoś... nie stałam się jego fanką i nawet zdarzyło mi się pomijać niektóre wpisy Cath. Dlatego bardzo byłam ciekawa ,,Nie poddawaj się" nie przez ,,Fangirl" tylko świat, w który stworzyła między innymi Cath  ponieważ bardzo przypominał mi ten z Harrego Pottera.

 Poznajemy Simona Snowa podczas gdy powraca z wakacji do Szkoły Magii Watford na swój ostatni rok nauki. Najpierw bardzo ciężko było mi się wbić w klimat tej historii, bo to jak jakby ktoś nigdy nie czytał książek Harrego Pottera, ale postanowił przeczytać tylko ostatnią część. Dlatego przez długi czas autorka stara się wprowadzić nas w świat, przedstawia nam bohaterów oraz tłumaczy podstawowe sprawy do zrozumienia wątków. Minusem, który wnika z tego, że czytamy to jakby od środka, jest to, że nie zawsze potrafiłam zrozumieć postępowanie Simona wobec innych postaci. Choć Snow wspominał o jakiś przygodach czy istotnych sytuacjach, to to były tylko suche informacje. Dlatego, gdy obserwujemy jakieś zgrzyty pomiędzy bohaterami to nie do końca wiemy dlaczego tak się dzieje. Nie jest to bardzo problematyczne, ale niestety to jest minus.

  Wspomniałam wcześniej, że świat w tej książce przypomniał ten z Harrego Pottera i moim zdaniem Rowell się na nim wzorowała, jednak nie jest to fan fiction (przynajmniej w moim odczuciu). Nie ma tam trójcy, choć uważam, że Penelope swoim zachowaniem przypomina czasem Hermione, jednakże relacji pomiędzy Bazem a Simonem w ogóle nie można porównywać do przyjaźni Rona i Harrego. Tak więc, są jakieś małe podobieństwa, ale w ogóle nie przeszkadzało mi to w czytaniu bo to po prostu inna historia. Nie ma tam  śmierciożerców czy też Voldemorta, oraz zupełnie inne są zaklęcia, których forma bardzo mi się spodobała.

  W każdej książce znajdą się postacie, które lubimy i te za którymi nie przepadamy. Tak samo było tutaj. Jak już wspomniałam Penelope nieco przypominała mi Hermionę, jednak to właśnie ona jest postacią, którą najbardziej polubiłam w ,,Nie poddawaj się". Była prawdziwą przyjaciółką, zawsze gotową do pomocy. Nie patrzyła na niebezpieczeństwo, czy na wydalenie ze szkoły, tylko jej priorytetem była pomoc jej przyjacielowi. Bardzo polubiłam Penelope w odróżnieniu do Agathy. Choć miała kilka momentów, w których byłam w stanie zrozumieć czemu się zachowuje tak a nie inaczej, to niestety była wkurzająca. Niestety był też narzucony wątek miłosny, który był dla mnie obojętny. Zdawałam sobie sprawę z tego jak potoczy się życie miłosne Simona, ale jakoś nie wywoływało to u mnie większych emocji. Dużo bardziej interesujący wydawał mi się Szarobur, Mag oraz Ebb. To ich historia była kluczowa do rozwikłania zagadki i szczerze powiedziawszy chętniej przeczytałabym o nich historię, przy czym bardzo podobało mi się zakończenie dotyczące tych postaci.

  Ogólnie książka jest całkiem fajna i nie trzeba czytać najpierw ,,Fangirl", żeby zabrać się za poznawanie Simona Snowa, choć to fajny dodatek. Jak już wspominałam przez to, że poznajemy Simona oraz jego historię jakby w połowie to przez połowę książki nie dzieje się nic szczególnego. Podobają mi się książki,które mnie w jakiś sposób zaskakują, jednak autorka postanowiła poświecić głównie uwagę relacją między bohaterami. Dopiero pod koniec książki akacja zaczyna przyspieszać i moim zdaniem to dopiero wtedy były najciekawsze momenty. W moim odczuciu książka była zabawna na początku, potem stawała się ona coraz bardziej poważna, ale możliwe to ze względu na zbliżanie się do finału. Choć nieco domyślałam się końca oraz prawdy o niektórych bohaterach, to bardzo podobał mi się pomysł autorki na wyjaśnienie kim był Szarobur.

  Bardzo ważne są tez przesłania, które możliwe, że są tylko moją interpretacją. Jednakże moim zdaniem książka uczy nas, że dużo nie zawsze znaczy dobrze i tego, że choć wydaje się nam, że znamy kogoś bardzo dobrze to tak na prawdę okazuje się, że nic o tej osobie nie wiemy i nawet może zdarzyć się tak, że to my jesteśmy tą osobą której nie znamy.

  Książkę czyta się szybko i przyjemnie, zdarza się czasami pośmiać dzięki żarcikom Rowell. Nie była to jakaś fenomenalna książka, która zapadałby mi w pamięć, jednak podobała mi się i nie żałuję, że ją kupiłam. Polecam dla fanów Roewll i osób, które mają ochotę zakosztować trochę magii. Nie wydaje mi się, żeby pojawiła się kolejna część i raczej nie czekałabym na nią. Sam pomysł był fajny, ponieważ mogliśmy się spotkać z twórczością Cath.

(Ilustracja na samej górze przedstawiająca postacie z książki nie jest mojego autorstwa.)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Recenzje książek Oh... My Book! © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka